Producent: Ziaja
Produkt: seria Sopot - Balsam brązujący relaksujący
Opis/Obietnica producenta:"Nadaje skórze równomierny odcień opalenizny bez narażania jej na szkodliwe działanie promieni słonecznych. Witamina E, prowitamina B5 (D-panthenol) - intensywnie nawilża naskórek oraz zwiększa zdolność do zatrzymywania wody. Chroni przed działaniem wolnych rodników odpowiedzialnych za starzenie się skóry. Łagodzi podrażnienia i likwiduje uczucie szorstkości.
Wyraźnie wygładza i uelastycznia skórę." [źródło: strona producenta]
Skład: Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Isopropyl Myristate, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Dihydroxyacetone, Cetyl Alcohol, Amber (Succinum) Extract, Dimethicone, Juglans regia, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Mineral Oil, BHA, Parfum, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Citric Acid
KWC - recenzja na wizażu - [Klik] - 3.38/5 z 444 recenzji.
Moja recenzja
Kolor/Zapach: mleczny - odrobinę kremowo żółty. Zapach roślinny bardzo przyjemny.
Konsystencja/Formuła: dość gęste mleczko - w zasadzie jak balsam do ciała. Dobrze się rozsmarowuje i wchłania na tyle wolno że można go dokładnie rozsmarować po całym ciele tak aby zminimalizować smugi. Ma w sobie Witamina E, prowitamina B5 (D-panthenol) - przez to że stosuje się go co jakiś czas ciężko powiedzieć czy te składniki działają - formuła na pewno nie wysusza skóry jak większość samoopalających balsamów.
Efekt/Działanie: nadaje ładną opaleniznę i która nie jest żółta. To co podoba mi się w nim najbardziej że schodzi równomiernie nie rolując się - inne balsami samoopalające potrafią to robić. Skóra po zastosowaniu niestety pachnie "pieczonym kurczakiem" ale jestem to w stanie znieść bo stosuje go w taki sposób aby zminimalizować tzw skutki uboczne.
Jak stować: wg producenta - "Balsam rozprowadzić równomiernie na skórze stosując mniejszą ilość preparatu na łokciach i kolanach. Po każdej aplikacji umyć ręce. Do chwili wchłonięcia preparatu unikać kontaktu z ubraniem. Opalenizna pojawia się po 3-4 godzinach. Balsam stosować codziennie, do momentu uzyskania optymalnego kolorytu skóry."
Jak ja stosuję: biorę wieczorem prysznic - robię peeling ciała. Po osuszeniu skóry biorę duża krople tego balsamu, dodaję do niego mała kroplę innego [tak aby nie dawał mocnej opalenizny i ewentualnych plam gdyż jestem bladziochem] mieszam je ze sobą i smaruje ciało. Na koniec myję ręce a miejsca w których mogą powstać plamy - zgięcia ramiom koło pach, kolana, kostki, łokcie - przecieram ręcznikiem aby zetrzeć nadmiar produktu. Rano biorę prysznic aby nie pachnieć jak kurczak i już :)
Opakowanie: w ładnym pomarańczowym kolorze ze złotymi refleksami :)
Gdzie kupić: wszędzie tam gdzie są produkty ziaji.
Cena: ok 8zł/200ml a więc całkiem dobra cena.
Czy kupie ponownie? - TAK - do jego zakupu namówiła mnie moja ulubiona rudowłosa sprzedawczyni z Rossmanna gdy sięgałam po 2 razy droższy balsam samoopalający z innej firmy - mówiąc że ten jest tani i dobry - posłuchałam i jestem bardzo zadowolona :)
Ogólna ocena: robi to co ma robić - nadaje ładną opaleniznę. Skóra niestety pachnie po nim jak po samoopalaczu ale jestem w stanie to znieść. Dobrze się rozsmarowuje i w moim przypadku nie zostawia smug - dodatkowo rozcieńczam go z innym balsamem aby opalenizna nie była zbyt intensywna. Cena jak najbardziej na plus. To co bardzo mi się w nim podoba to fakt że nie wysusza skóry - większość balsamów stopniowo nadających opaleniznę to robi. Schodząc z ciała nie roluje się - w przypadku innych balsamów miałam tak że zbierały się np pod piersiami i tam miałam plamę intensywniejszego koloru a gdy potarłam palcem skórę zaczynały się jakby rolować - nie wiem jak mam to ubrać w słowa ale jeśli któraś z Was stosowałam balsamy tego typu pewnie będzie wiedzieć o co mi chodzi. Nie zauważyłam żeby brudził ubrania - w moim przypadku piżamę. Bardzo przypadł mi do gustu i wiem że będę często po niego sięgać - zwłaszcza że nie kosztuje wiele :)
pamiętajcie że ta recenzja jest subiektywna i Wasze odczucia odnośnie tego produktu mogą być inne. Jednocześnie mam nadzieje że będzie komuś przydatna.
również bardzo lubię, ale Lirene daje mocniejszy efekt :)
OdpowiedzUsuńMam go w domu!: )
OdpowiedzUsuńChyba zacznę stosować.
a ja szukam balsamu który nie będzie śmierdział na ciele ...
OdpowiedzUsuńMam i uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńJest to jeden z wielu brązującycyh balsamów jakie używałam i najbardziej mi odpowiada:) no a ten zapach, no cóż, chyba każdy balsam który ma nadać ciemniejszy odcień skóy tak ma, i trzeba się z tym pogodzić:p
OdpowiedzUsuńKocham go!!!! uwielbiam i jest moim najlepszym brązującym balsamem....
OdpowiedzUsuńJest dobry, ale zapach OKROPNY...
OdpowiedzUsuńa mi robił smugi :( ja kocham lirene :) a propos pielęgnacji ciała, właśnie wrzuciłam notkę o moich mazidłach, zapraszam w wolnej chwili :) buźka
OdpowiedzUsuńZ samoopalaczy w podobnej cenie polecam "firmowy" Rossmanna, Sun Ozon. Sama bym po niego pewnie nie sięgnęła, ale przeczytałam wiele pozytywnych opinii o nim i się skusiłam. To co mi się w nim podoba to kolor, jaki daje i to, że jako chyba jedyny samoopalacz, jakiego używałam, nie wysusza skóry, a wręcz ją nawilża. Jestem z niego bardzo zadowolona i jednocześnie zaskoczona, że tak dobrze mi służy. Ziai używałam, ale niestety wysuszał moją skórę.
OdpowiedzUsuńMagda jak tylko skoncze ten ziajowy wybiore sie po sun ozon :)
OdpowiedzUsuń