poniedziałek, 26 października 2015

Rozjaśniłam brwi - po co? na co? warto?


Przeważnie przyciemniamy nasze brwi. Ja do tego pory też tak robiłam. Rok temu weszła moda na rozjaśnianie... moje włosy stały się jaśniejsze postanowiłam spróbować z brwiami.



Chyba powinnam najpierw uprzedzić, że nie zależało mi na blond brwiach jak na zdjęciu poniżej. Rozjaśnianie w moim przypadku miało na celu zejście o ton z normalnego koloru, tak aby produkty do brwi, których na co dzień używam dawały ładny jasny brąz. 

Do rozjaśnienia użyłam produktu marki ReflectoCil  - Blonde Brow. Wcześniej miałam już produkty do przyciemniania tej firmy - są bardzo wydajne i długo trzymają się na brwiach. Nie są one najtańsze - w porównaniu z henną proszkową - za ten zapłaciłam ok 25zł w sklepie z akcesoriami do manicure. Na allegro cena to ok 14-15zł. 

Użycie jest banalnie proste - miesza się produkt z wodą utlenioną i nakłada na brwi. Ja na swoich trzymałam około 10 minut.


źródło:internet

Efekt może nie jest aż tak mocno zauważalny ale brwi są zdecydowanie jaśniejsze. Wiele z Was pewnie zapyta "po co to w ogóle robić?". Na początku czułam się trochę dziwnie bo zawsze miałam ciemne brwi z natury. Patrząc na nie bez makijażu wyglądają na lekko za jasne a twarz bez wyrazu.

Co mnie więc podkusiło? Wypełniając je Aqua Brow w kolorze 25 są idealne, każdy produkt nawet w jasnym odcieniu położony na ciemniejsze brwi trochę je przyciemnia. Teraz wypełnione kolorem - cieniem czy farbką - mają cudowny odcień i nie są za ciemne w stosunku do włosów. A co najważniejsze mocno odmładzają! Twarz wydaje się bardziej promienna jakby bardziej wyspana. O taki efekt mi chodziło!




A Wy co myślicie o rozjaśnianiu brwi?

czwartek, 22 października 2015

Moja wieczorna pielęgnacja ciała.


Wstyd się przyznać ale moja pielęgnacja ciała jest minimalna. Nie lubię nakładać na siebie po wieczornym prysznicu masy produktów, niestety nie często sięgam też po peeling co jest niestety błędem. Dziś pokaże Wam trzy produkty, które ostatnio polubiłam.


Ogromną wagę przykładam do zapachu i te właśnie produkty pachną cudnie!

Ziaja - masło kakowe - mleczko do ciała.
Jest bardzo treściwe i dość gęste. Typowane do skóry normalnej i suchej. Czasem denerwuje mnie jego konsystencja ale zapach mlecznej krówki powala mnie na łopatki. Idealny po depilacji!

Kneipp - olejek do ciała kwiat migdała.
Pachnie moim dzieciństwem - za chiny jednak nie wiem czym dokładnie! To co zachwyciło mnie w tym produkcie to dość szybkie wchłanianie. Bardzo wydajny, wystarczy odrobina. Skóra jest po nim ukojona. Nie sądziłam, że tak polubię produkt w postaci olejku.

Wellness & Beauty - krem pod prysznic z ekstraktem z wanilii i olejem sezamowym.

Mniammmm! Dostałam go w przesyłce od Rossmanna i wiedziałam, że go pokocham ale nie sądziłam, że aż tak. Cudowny waniliowy zapach sprawił, że to już kolejne moje opakowanie - na pewno nie ostatnie!


A Wy jakie produkty do pielęgnacji ciała ostatnio polubiłyście?

środa, 21 października 2015

Wyniki rozdania Pantene "weź udział i wygraj nowość - Odżywkę w piance"

Czas na lekko opóźnione wyniki rozdania Pantene "weź udział i wygraj nowość - Odżywkę w piance" - klik

Zestawy wędrują do:
Aneta Sz.
magdaK-ż
Justyna Łuczka
Zdzisława Imianowska
Edyta Ooo
Beata Paszkowska
Ewa Oleksy
Katarzyna Wierzba
Paulina Pietrzak
Monika.G.


Gratuluje! - zaraz wyślę do maile - czekam na odpowiedz 5 dni czyli do 26.10.2015 - jeśli do tego czasu nie dostane maila zwrotnego z adresem do przesyłki losowanie zostanie p
owtórzone.
Wygrana zostanie przeze mnie nadana w ciągu miesiąca kurierem.

poniedziałek, 19 października 2015

Przegląd nowych cieni Kobo.



Cieni u mnie nigdy nie za wiele - dziś przychodzę do Was z nowymi kolorami cieni Kobo. Od razu urzekły moje serce swoimi odcieniami!




Nic mnie tak nie cieszy jak nowe odcienie beżów i brązów! Na dodatek lubię cienie Kobo ze względu na jakość. Jeśli już mam kupić pojedyńczy cień to najczęściej sięgam po markę Mac, Inglot i Kobo. Niestety Mac jak Inglot, a zwłaszcza pierwsza marka nie należą do najtańszych. Niestety drogerie Nature mam daleko od swojego miasta, ale bywając w niej przy okazji wypadów kinowych odwiedzam szafę Kobo. Kultowy cień Rose Gold chyba każdy zna!


Nie dawno dostałam przesyłkę z nowościami z drogerii Natura a wśród nich cienie które od razu pokochałam i kilka z nich namiętnie używam codziennie! Wszystkie są satynowe, lekko perłowe.




215 True beige - cielisty kolor, delikatnie rozświetlający. Idealny na cała powiekę a zwłaszcza pod łuk brwiowy. Bardzo naturalny kolor.

216 Mocha latte - uwielbiam go! nadal cielisty ale już odrobinę ciemniejszy, cieplejszy lekko wpadający w brąz - faktycznie taka mocha latte. Nie jest mocno zauważalny na powiece ale ładnie wyrównuje jej koloryt i minimalnie przyciemnia. Daje ładny a nienachalny blask. To taka perłowa wersja cienia Era marki Mac.

217 Pastel peach - jeśli uwielbiacie cień Rose Gold marki Kobo to ten także pokochacie - to taki jego delikatniejszy odcień, nie daje aż tak mocnego odbicia złota ale lekka poświata jest. Taka różo-brzoskwinka.

218 - Red brown - brąz z poświatą czerwonego. Delikatny, sprawdzi się do dziennych makijaży. Widać go na powiece ale jest to subtelny efekt. 

















219 Star anaise - ciemniejszy brąz, po roztarciu widać lekka różową nutę. Bardzo przypomina mi kultowy Satin taupe z Mac'a.

220 Glam bronze - wow cudny i niepowtarzalny odcień! W opakowaniu zdaje się być bardzo ciemny. Po nałożeniu i roztarciu z brązu zaczynają się uwidaczniać lekki zielone a w zasadzie takie khaki tony. Uwielbiam takie odcienie do mocniejszego makijażu - fantastycznie uwidaczniają niebieskie tony w mojej niebiesko-zielonej tęczówce.

221 Star blue - piękny kobaltowy ocień niebieskiego. Idealny dla brązowej tęczówki. Szalenie mi się takie odcienie podobają, niestety gaszą mój kolor tęczówki i nie wyglądam w nim w dobrze. Co nie zmienia faktu, że jest piękny!

222 - Amethyst - to już bardziej kolor dla mnie. Takie fiolety idealne są zarówno dla niebiesko, zielono jak i brązowookich! 

A Wam który kolor najbardziej przypadł do gustu? Lubicie cienie Kobo? 



sobota, 17 października 2015

Ulubione lakiery na jesień - moja propozycja.


Przez całe wakacje, wiosną o ile dobrze pamiętam też, uwielbiałam "nudziakowe" lakiery. Moje paznokcie były jasne, odrzuciłam praktycznie całkowicie ciemne kolory. Wraz ze zmianą pory roku i temperaturą, a może i modą wróciłam do kochanych niegdyś ciemniejszych. 



Ciemne lakiery fenomenalnie wyglądają na krótkich paznokciach - takich jak moje. Odkopałam więc swoje zbiory i wybrałam kilka, które są moją propozycją na jesień. Najczęściej w tej chwili sięgam po odcienie fioletu i niebieskiego. Wrócił do łask również czarny lakiery - zauważyłam, że czerń na paznokciach powróciła, pytałam Was nawet na facebooku - klik - jakich lakierów obecnie używacie i większość stawia na ciemne.



 
Najczęściej sięgam po trzy marki - Orly, Essie i Bell. Widziałam, że ta ostatnia zmieniła ostatnio nieco opakowania ale mam nadzieję, że kolory które Wam pokaże są jeszcze dostępne w sprzedaży. W przypadku Essie niestety mam same dość jasne odcienie, wśród zbiorów z Orly jest trochę więcej ciemnych.

Bell - glam wear 513 - cudowny odcień niebeskiego wpadający lekko w turkus, średnio ciemny. Przy dwóch warstwa daje świetny efekt.

Orly - midnight show - ciemny, atramentowy kolor. Bardzo modny odcień w tym sezonie.

Orly - plum sugar - czysty fiolet. Trochę przypomina odcieniem śliwkę. 

Bell - glam wear 518 - najpiękniejszy fiolet jaki mam. Bardzo nieoczywisty, Ciemny ze złotą poświatą, nie jest to typowa perła, której nie lubię. Niesamowicie elegancki kolor. Bardzo często do niego wracam i zawsze mnie zachwyca.

Miss Sporty 080 -  klasyczna czerń, długo leżała zapomniana ale najwyższy czas do niej wrócić. 



















A u Was jakie kolory obecnie są najczęściej używane? Poszukuje dobrego czarnego koloru - może jakiś mi polecicie?

czwartek, 15 października 2015

Ulubione tusze do rzęs - na co zwracam uwagę przy ich wyborze.


Jestem w stanie się założyć, że dla wielu z Was zasada "tusz i już" jest podstawą w codziennym makijażu. Ja dodaje jeszcze cienie i liner, ale fakt - dobry tusz to podstawa. Jakie są moje sprawdzone, ulubione tusze?


Przy wyborze tuszu od dłuższego czasu ma dla mnie znaczenie szczoteczka. Uwielbiam te precyzyjne, nie za duże i obowiązkowo silikonowe. Lubię mieć ładnie rozdzielone i równomiernie pokryte kolorem rzęsy. Nie ciepię gdy szczoteczka nakłada zbyt wiele produktu, wole dołożyć kolejną warstwę niż martwić się posklejanymi rzęsami.

Skłamałabym jeśli powiedziałabym, że nie szukam tuszu idealnego choć sama nie wiem czym on jest. Ważne aby dawał ładny czarny kolor, wydłużał i lekko pogrubiał. Musi być wygodny w użyciu! Mam kilku faworytów ale zawsze z chęcią testuję coś nowego. Niestety czasem nowości dają rozczarowanie, ostatnio jednak jedna bardzooo pozytywnie mnie zaskoczyła.

Zazwyczaj sięgam po sprawdzone marki, nawet jeśli wypuszczają jakąś nową wersję. Moje ulubione to Max Factor i L'oreal - nigdy mnie nie zawiodły. Niestety najczęstszy zawód spotyka mnie ze strony Maybelline i Rimmel - jakość nie umiem wśród nich odnaleźć ideału, było parę modeli całkiem godnych uwagi ale zdecydowanie wolę dwie wcześniej wymienione marki.

Cena także ma dla mnie znaczenie. Nie uważam, że warto wydawać masę pieniędzy na tusz bo przeważnie używam go 3 miesiące. Wiem, że wśród marek selektywnych jest sporo fenomenalnych, ale ceny są dla mnie dość zaporowe. Przeważnie na tusz wydaję ok 50zł - to dla mnie granica rozsądku. Miło jak trafia się coś tańszego i świetnego, często kupuję w swojej osiedlowej drogerii bo ceny są rozsądne - niestety Rossmann czy inne sieciowe pompują je mocno - a czasem trafia się promocja, aaa i mam pewność, że są świeże i nikt przede mną ich nie otwierał.


Przechodząc do konkretów! Lubię tusze L'oreal z serii VML. W ostatnim czasie kupiłam wersję Feline i jestem nią oczarowana! Genialna szczoteczka, świetna konsystencja - nie będę tutaj się zbyt intensywnie wypowiadała, niebawem dodam recenzje tego tuszu bo uważam, że warto go znać. Lubię też starszą So couture ze względu na precyzyjną szczoteczkę. Zużyłam kilka opakowania tego tuszu i lubię do niego wracać.

Wśród tuszy Max Factor'a uwielbiam dwa - MasterpieceMax - ma dość małą precyzyjną szczoteczkę i daje ładną czerń oraz Masterpiece który ma ją bardziej gęstszą. Jakościowo to jedne z lepszych tuszy, bardzo długo pozostają świeże. Nie są najtańsze i stanowią moją górną granicę cenową.

Kiedy nie dysponuję przypływem gotówki a muszę kupić nowy tusz sięgam wtedy po Curling Pump z Lovely. Jest bardzo tani a bardzo porównywalny z tymi wyżej wymienionymi. Chyba każdy zna ten tusz, wiem, że wiele kobiet po niego sięga i sobie chwali.


A Wy po jakie tusze najczęściej sięgacie? podzielcie się Waszymi ulubionymi!

wtorek, 13 października 2015

Nowy True Match od L'oreal - moja opinia.


Od pewnego czasu jest wielkie boom z podkładami L'oreal True Match - na rynku pojawiła się ich nowa wersja a w zasadzie odsłona. Miałam okazję jako blogerka otrzymać je do przetestowania - najwyższy więc czas je ocenić.



Miałam już wcześnej "trumacza" kupionego trochę na chybił trafił bo w wachlarzu kolorów i odcieni sama nie widziałam czy wybieram dobry. Tym razem mamy do wyboru 9. Ja dostałam te do jasnej karnacji - co bardzo mnie ucieszyło.




Podkład tak samo jak stara wersja posiada SPF 17. Bardzo dobrze się rozsmarowuje. Daje lekkie do średniego krycia. Patrząc na opakowanie widać w nich taką brokatową złotą poświatę, nie jest ona jednak zauważalna na twarzy. Ma ładny bardzo lekko wyczuwalny zapach, którego nie czuć nosząc go na twarzy.

Nowe opakowanie z pompką chyba trochę mniej mi odpowiada niż stare, ciężej wycisnąć odpowiednią ilość, niestety trochę brudzi się zatyczka od środka. Nie wpływa to na jakość - jest jedynie takim moich czepialstwem ;)




Kolory to duży plus bo bladziochy i ciemniejsze cery znajdą coś dla siebie. Mnie w tym momencie najbardziej odpowiada kolor po środku czyli 2 N vanilla. Równie dobry jest dla nie kolor jaśniejszy i ciemniejszy, bo i tak zawsze mieszam go z kremem do twarzy - klik 




Często sięgam po te podkłady co świadczy o tym, że przypadły mi do gustu. Ładnie wyrównują kolory mojej cery nie obciążając jej zbyt mocno. Pod koniec moja tłusta cera niestety się świeci ale to już norma. Gama kolorystyczna jest spora a same odcienie dobre dla polek.











A Wy który byście wybrały dla siebie? Miałyście starą wersję? może używałyście już nowej - podzielcie się swoją opinia?


niedziela, 11 października 2015

Mariusz Przybylski dla Artdeco.



W połowie września w perfumeriach Douglas swoją premierę miała wyjątkowa kolekcja kosmetyków do makijażu zaprojektowana przez Mariusza Przybylskiego - jednego z czołowych polskich projektantów mody - dla marki Artdeco. Od 1 października dostępna również w perfumeriach prywatnych na terenie całej Polski. Kolekcja jest autorskim pomysłem projektanta który wybrał całą kolorystykę produktów, a także stworzył motyw piór zdobiący unikatową kasetkę magnetyczną na cienie i róż. 



Całą kolekcję możecie dokładnie obejrzeć na stronie drogerii Douglas - tutaj, a ja dziś opowiem Wam co sądzę o kilku kosmetykach wchodzących w jej skład.

Kolorystyka kolekcji idealnie wpisuje się w mój gust - jest bardzo stonowana i klasyczna. Kolory to głównie maty w odcieniach szarości, brązu i beżu, idealnie do delikatnego dziennego makijażu oraz wieczorowego „smoky eyes”.



Chyba najbardziej urzekła mnie paletka z motywem piór. Jest ona dość mała - pomieści 3 cienie albo róż i jeden cień. Mogłaby być trochę większa, ale z drugiej strony - rozmiar idealny do torebki. Jest magnetyczna a więc dowolnie możemy w niej układać cienie, róże.

Jeśli o cieniach i różach mowa to są one w dotyku satynowe i delikatne. Trochę pylą przy użyciu pędzla. Posiadam dwa kolory cieni - 544 to cudowny matowy cielisty kolor, idealny do wyrównania koloru na całej powiece, może być używany jako cień bazowy. 205 to brokatowy brąz, który daje lekką fioletowo-różową poświatę. Najlepiej nakłada mi się go palcami, po roztarciu dość mocno traci na intensywności. Patrząc pierwszy raz na odcień różu odrobinę kręciłam nosem bo omijam z daleka cukierkowe odcienie. 29 jest dość jasny i daje bardzo subtelny efekt. Świetnie się sprawdzi u blondynek - ja na co dzień sięgam bo mocniejsze kolory.





Zachwycił mnie także liner. Jak sam nazwa mówi Vinyl Effect Eyeliner long -lasting, jest on dość specyficzny, lekko żelowy. Po wyschnięciu nie do ruszenia! Do tego szybko schnie i jest intensywnie czarny - to najlepszy i "najczarniejszy" liner jaki miałam okazję do tej pory używać. Nooo i ta trwałość - pierwszy który nie odbija się na mojej tłustej powiece! Niestety trochę trzeba się pomęczyć żeby go zmyć - najlepiej płynem dwufazowym.


Poza produktami do oczu w moje ręce wpadły dwa do ust. Pomadka nr  27 passion oraz wodoodporna konturówka nr 76. Na początku patrząc na kolory z tego zestawu pomyślałam "hmm przecież to dwa różne kolory?! może to pomyłka?". Faktycznie konturówka ma mocniejszy różowy kolor, jest dość miękka przez co dobrze się nią obrysowuje usta, a po chwili zastyga i jest bardzo trwała. Natomiast pomadka jest delikatna i bardzo kremowa, jak masełko czy balsam do ust. Niestety przez swoją konsystencje nie jest zbyt trwała. Kolor ma bardzo naturalny, zgaszony, idealny dla każdej kobiety. Ku mojemu zdziwieniu oba te produkty grają są sobą idealnie! Po nałożeniu konturówki i wypełnieniu jej pomadką uzyskujemy jednolity kolor.





Na co warto zwrócić uwagę przy tej kolekcji? Przede wszystkim na genialny liner! Cudowna jest także paletka - motyw piór jest przepiękny! Jeśli lubicie pomadki - jak wiecie ja częściej wolę postawić na pomalowane mocniej oko niż usta - przyjrzyjcie się koniecznie pomadce.





A Wam co najbardziej się spodobało? Co sądzicie o takich autorskich kolekcjach kosmetyków?

sobota, 10 października 2015

Kobiecie gadżety czyli najczęściej używane "narzędzia tortur".


















Niezbędne narzędzia "tortur" w moim domu. Tak, wiem brzmi strasznie. Obstawiam, że nie tylko u mnie takiego typu przyrządy są pomocne. Bez niektórych ciężko byłoby mi się obyć choć kiedyś nawet nie wiedziałam o ich istnieniu. 



Pilniczek.
Najbardziej lubię te w kształcie tzw banana, często korzystam z wersji "bloczek". Przy moich dość twardych i mocnych paznokciach wybieram gruboziarniste pilniczki. Nie mam mani noszenia ich ze sobą w torebce. Próbowałam przekonać się do wersji szklanych ale kompletnie się u mnie nie sprawdziły.

Piankowe separatory do malowania paznokci u stóp.
Tani a bardzo funkcjonalny gadżet! Pamiętam jak kiedyś kombinowałam z wacikami między palcami a po co? 

















Radełko.

Wiem wiem wiele z Was zaraz mi napisze, że nie wolno wycinać skórek. Robię to systematycznie w delikatny sposób i nie zauważyłam aby moje skórki znacząco ucierpiały. Nawet mój Mąż często po nie sięga pytając "Magda daj mi to dłutko do paznokci".

Temperówka.
Można temperować kredki do oczu zwykłą temperówką, ale po co, jak dostępne są specjalne. Poza kredkami o standardowej wielkości mam także, takie które są duże. Swoją kupiłam dawno temu w Rossmannie za grosze i służy mi bez zarzutu. 


















Obcinacz do paznokci.
Mam dwa rozmiary. Zazwyczaj sięgam po ten mniejszy, mam ich kilka ale tylko jeden lubi i dlatego zaznaczyłam go lakierem aby wiedzieć, że to ten. Przy dość mocnych paznokciach nie jestem w stanie ich spiłować, muszę je skracać obcinając.

Nożyczki.
Te na zdjęciu mają chyba tyle lat co ja. Od kiedy sięgam pamięcią są w moim domu. W między czasie kupowane były nowe ale niestety nie umywały się do tych. Nigdy nie były ostrzone a są jak żyleta. Lubię ich używać do obcinania paznokci u stóp.

Pęseta.
Zapomniałam o niej robiąc zdjęcia ale jest dla mnie ważna. Myślę, że to taki niezbędny gadżet w każdym domu, nie tylko do regulowania brwi.

Zalotka.

Używam jej praktycznie codziennie. Nie pamiętam gdzie kupiłam moją ale ma już swoje lata. Co jakiś czas dokupuje tylko wymienne gumki bo nic tak nie niszczy rzęs jak wyrobiona zalotka. Raz już miałam przygodę z przyciętymi rzęsami :( 























A Wy jakie kobiecie gadżetu używanie najczęściej?