poniedziałek, 15 czerwca 2015

Nowości Lily Lolo - prasowane bronzery, przegląd kolorów.


Na Costasy.pl wśród nowości pojawiły się prasowane bronzery Lily Lolo, które chciałabym Wam dziś pokazać. Nie będzie to pełna recenzja bo na nią zbyt szybko ale uważam, że są na tyle ciekawe abyście je poznały.


Jestem ogromną fanką prasowanych produktów Lily Lolo - uwielbiam zwłaszcza róże, ucieszyła mnie informacja o wprowadzeniu bronzerów. 

Produkty zamknięte są w klasyczne opakowania z lusterkiem. Bardzo solidne i ładne przede wszystkim. Lusterko jest bardzo funkcjonalne i spokojnie zastępuje takie, które najczęściej nosimy w torebce. Zdziwiła mnie pojemność bo dostajemy sporą ilość - jest aż 9 gram i  choć na zdjęciu nie wydają się bronzery zbyt duże - musicie mi więc wierzyć na słowo, że są. Wielkość opakowaniu porównałabym do większości drogeryjnych pudrów prasowanych.


Dostępne są trzy kolory z których jeden oczarował mnie na tyle, że porzuciłam wielbioną Bahame Mame  z The Balm. A jakie jest moje pierwsze wrażenie odnośnie odcieni?

Miami Beach - opisywany jest jako jasny, matowy odcień o średniej pigmentacji. Dla mnie jest zdecydowanie za jasny. Będzie dobry dla bardzo jasnych cer, które obawiają się ciemnych bronzerów.

Montego Bay - opisywany jako średni lekko połyskujący o mocnej pigmentacji i ciepłych tonach. I z tym się zgodzę. Jest bardzo intensywny w kolorze cegły - nie będzie się nadawał do konturowania ale za to cudnie się sprawdzi w leci zamiast różu. Zostawia błyszczącą lekko złotawą poświatę.

Honolulu - opisywany jako lekko połyskujący o średniej pigmentacji i ciemnym odcieniu. Opis według mnie jest odrobinę mylący - jeśli miałabym się nim sugerować, mogłabym go pominąć a jest moim faworytem. Nie jest połyskujący a wręcz powiedziałabym, że jest matowy - no może lekko satynowy ale na twarzy daję wykończenie bliżej matu niż połysku. Ma chłodny ocień, który genialnie sprawdza się do konturowania. Identyczny jak kultowa Bahama Mama z The Balm. Wykończenie daje bardzo naturalne. Jestem nim zachwycona!


Nie powiem za wiele na temat trwałości - pierwsze testy pozytywne ale muszę dłużej poużywać aby ocenić. Podoba mi się efekt jaki można nimi uzyskać. Produkty prasowane Lily Lolo mają specyficzną konsystencje. Są prasowane ale nie są takie suche, mocno pudrowe co bardzo lubię. To co ważne a o czym często zapominamy to skład. Często sięgam po minerały bo sprawdzają się przy mojej cerze. Bronzery dzięki zawartości olejku arganowego mają działanie przeciwstarzeniowe a olejek jojoba zapewnia nawilżenie - naturalne antyoksydanty oraz ochrona przeciwbakteryjna. Nie zawierają talku ani sztucznych substancji zapachowych, są odpowiednie dla vegan.
Wszystkie kolory możecie kupić TUTAJ w cenie 89,90zł za sztukę. Cena może wydawać się dość wysoka ale dostajemy świetny jakościowo produkt o sporej pojemności, który starczy na bardzo długo.


Dajcie koniecznie znać czy widziałyście już te bronzery i co o nich myślicie - który wpadł Wam najbardziej w oko?

20 komentarzy:

  1. Honolulu wygląda interesująco, czekam na zdjęcia twarzowe;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Honolulu mi się podoba ;) tylko cena za wysoka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też ten honolulu sie podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktyznie, honolulu wydaje się być takim najciemniejszym ale na opuszkach wygląda bardzo ładnie. Taki stonowany, zgaszony, nie jest intensywny i już go sobie wyobrażam na Twoich policzkach :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo pomocne byloby gdybys pokazala zdjecia jak te bronzery prezentuja sie na policzkach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Honolulu bym przygarnęła. Świetne opakowania!

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam o tej marce wiele pozytywnych opinii :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Honolululu wygląda bosko!

    OdpowiedzUsuń
  9. Honolulu faktycznie jest piękny i zastanawiam się nad jego zakupem. Czy jest szansa na porównawcze swatche Honolulu i Bahama Mama. Mam ten drugi ale jego skład pozostawia wiele do życzenia.
    Ciekawi mnie też czy bronzer Lily Lolo nie będzie zapychał, bo olejek arganowy lubi tworzyć bolesne gule nie tylko na mojej twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Też jestem ciekawa jak Honolulu prezentuje się na twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzeczywiście ten honolulu wygląda zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Honolulu wygląda bardzo ciekawie, podoba mi się też opakowanie. Jedyne, co mnie trochę przeraża, to cena...

    OdpowiedzUsuń
  13. Miami Beach to idealny odcień dla mojej bladej cery:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, Honolulu wygląda pięknie :) a odcień jest podobny do Bahama Mama, czy chłodniejszy?

    OdpowiedzUsuń
  15. Honolulu moim faworytem. Czekam na zdjęcie na policzkach

    OdpowiedzUsuń
  16. Honolulu ma naprawdę świetny ocień ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  17. Czaiłam się na Honolulu bo kończy mi się mój bronzer z Kobo ale po Twoim swatch'u kupiłam i już do mnie jedzie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Fajnie, że można dostać je w formie prasowanej, co jak co, ale bronzera nie wyobrażam sobie w formie sypkiej.

    OdpowiedzUsuń
  19. Honolulu wygląda cudownie!

    OdpowiedzUsuń
  20. Kurczę, naprawdę dałaś mi teraz zagwozdkę, bo po pierwsze - szukam bronzera, który nie będzie zbyt ciemny, a jednocześnie chciałabym coś, co nie zaszkodzi mojej problematycznej cerze. Myślałam, że skuszę się na róż Baby Don't Go z MAC, który może udawać bronzer, ale teraz zastanawiam się nad Honolulu. Moja buzia lubi się z minerałami, a ten byłby z pewnością lepszy, jeśli chodzi o skład. No i wygląda naprawdę dobrze kolorystycznie :)

    OdpowiedzUsuń

Wpisy mające na celu tylko i wyłącznie autopromocje blogów lub wulgaryzmy będą usuwane.