wtorek, 25 sierpnia 2015

Kawowe paznokcie - Country club khaki - Orly.


 
Uwielbiam nudziaki a jeszcze rok temu sięgałam po ciemniejsze odcienie. Cały czas poszukuje idealnych kawowych odcieni bo z takimi czuję się najlepiej - dziś mam okazję przedstawić Wam cudowny Country club khaki - Orly.



 

Lakier ma przepiękny kawowy odcień, który nie sprawia, że dłonie wyglądają jak u kościotrupa pomimo, że jest to dość chłodny odcień. To taki brąz z lekką nutą fioletu. Nie zawiera drobinek i daje ładną taflę koloru.

Jest to jasny odcień ale o dziwo już przy pierwszej warstwie daje dość mocne krycie. Ja zawsze nakładam dwie bo lubię gdy płytka jest lekko pogrubiona.




Jest dość gęsty ale bardzo dobrze się rozprowadza i błyskawicznie wysycha - nie robi smug. To co lubię w lakierach Orly to gumowa rączka od pędzelka - znacząco ułatwia nakładanie.
 


 

Jest to taki subtelny a jednak widoczny kolor na naszych dłoniach. Będzie idealny do pracy a także jako lakier podkładowy po wszelkiego rodzaju brokatowe topy - cudownie wygląda w połączeniu ze złotymi lub białymi drobinkami.

Utrzymuje się u mnie cały tydzień aż do zmycia, lekko wyciera się tylko na końcach ale nie znalazłam jeszcze lakieru - pomijając hybrydę - który tego nie robi.

To co mnie w nim zachwyca to właśnie kolor, który bardzo przypadł mi do gustu - jeśli tak jak ja lubicie takie nudziaki - będziecie z niego zadowolone.





Dajcie koniecznie znać jak Wam się podoba!

piątek, 21 sierpnia 2015

Floslek - DERMO EXPERT ™- Pielęgnacja specjalistyczna - Koncentrat wypełniający zmarszczki - recenzja + konkurs.


DERMO EXPERT™  to zaawansowana technologia dermopielęgnacji skóry marki Floslek. W skład serii wchodzą trzy preparaty - wypełniający zmarszczki, liftingujący i odnawiający skórę. Od pewnego czasu stosuję ten pierwszy i nadszedł czas aby podzielić się moją opinią - będzie też preparat do wygrania dla Was.


Produkty z tej serii przeznaczone są do codziennej pielęgnacji przeciwzmarszczkowej każdego rodzaju skóry, także skóry wrażliwej. Ich formuły oparte są na skoncentrowanych i wysoce skutecznych składnikach nawilżających, wygładzających, odmładzających i regenerujących. Nowoczesna forma podania - butelka z kroplomierzem pozwala na precyzyjną i higieniczną aplikację produktu na skórę.

Koncentrat wypełniający zmarszczki
według producenta - "doskonale pielęgnuje, intensywnie nawilża i wygładza naskórek. Rewitalizuje, odżywia i regeneruje skórę. Regularne stosowanie koncentratu powoduje, że zmarszczki i bruzdy stają się mniej zaznaczone, a skóra odzyskuje młodszy, promienny wygląd".

Skład: Aqua, Glycerin, Butylene Glycol, Carbomer, Polysorbate 20, Palmitoyl Oligopeptide, Palmitoyl Tetrapeptide-7, Propylene Glycol, Arctostaphylos Uva Ursi Leaf Extract, Betula Alba Leaf Extract, Morus Alba Leaf Extract, Carum Petroselinum Extract, Alchemilla Vulgaris Extract, Calluna Vulgaris Flower Extract, Laminaria Hyperborea Extract, PEG-60 Almond Glycerides, Colloidal Gold, Xanthan Gum, Parfum, Imidazolidinyl Urea, Methylparaben, Lactic Acid, CI 47005


A jakie jest moje wrażenie? Uwielbiam go! jak tylko skończy mi się to opakowanie w mojej pielęgnacji na pewno zagości albo kolejne albo inne z tej serii. Już dawno nic mnie tak nie zachwyciło! Podoba mi się opakowanie z pipetką choć to nie jest dla mnie najważniejsze. Już po pierwszym użyciu poczułam - "oj tak polubimy się - mam tylko nadzieję, że mnie nie zapchasz". 

Konsystencja mocno wodnista - jakby taki mocno rozwodniony żel. Błyskawicznie się wchłania - czuć jak skóra pije produkt i po chwili staje się lekko napięta, tak przyjemnie bez efektu nadmiernego ściągnięcia. Chciałabym aby moja cera wyglądała tak cały czas jak po użyciu tego koncentratu.

Wersja którą używam - choć brzmi jak dla kobiet po 50tce przeznaczona jest dla 30+ - sama zauważam już zmarszczki, na czole mam dwie fale i mimiczne wokół oczu. Produkt fantastycznie napina i zmarszczki które mam są mniej widoczne, ale nie sprawia, że mam idealnie gładkie czoło - trzeba się jednak mocniej przyjrzeć aby je dostrzec. Można go używać jak się chce - na dzień i noc, pod krem albo zamiast, smarować całą twarz, okolice oczu i dekolt. Ja używam go na dzień bo świetnie sprawdza się pod makijaż a także na noc pod oczy.

Jedyny minus to wydajność - jak większość produktów wodnistych szybko się zużywa, dlatego też nie smaruje go na dekolt. Zdecydowanym plusem jest cena - powiedziałabym, że powinien kosztować więcej ale ciiii bo się jeszcze producent dowie! W sklepie internetowym marki - KLIK - kosztuje 29,99zł za 30ml. Niestety nie widziałam go nigdzie stacjonarnie w drogeriach - muszę zajrzeć do apteki.

Ja jestem tym produktem zachwycona a jeśli Wy macie chęć go przetestować - zapraszam na jego rozdanie!


Udział w rozdaniu będą mogły brać osoby które publicznie obserwują blog a także osoby które "Lubią"  fan page bloga na Facebooku . Jeśli zarówno obserwujesz bloga jak i "lubisz" FP wypełnij formularz 2 razymasz zdwojoną szansę!A co dokładnie musisz zrobić aby wygrać??

  •  Jeśli jesteś publicznym obserwatorem bloga: w formularzu zgłoszeniowym podaj nick obserwatora publicznego bloga
  • Jeśli „lubisz” stronę bloga na portalu społecznościowym Facebook – w formularzu zgłoszeniowym podaj imię i nazwisko/nick, pod którym „Lubisz” bloga oraz polub post konkursowy na FB, napisz komentarz „Biorę udział” i jeśli chcesz udostępnij publicznie na swoim koncie ogłoszenie konkursowe. 
  • podaj w formularzu aktualny adres e-mail.
Link do rozdania na facebooku - klik

Rozdanie trwa do 31.08.2015 do 23:59.

Zwycięzca wyłoniony zostanie poprzez losowanie a wyniki zostaną ogłoszone na blogu w ciągu 7dni. 
Nagroda zostanie przesłana na podany adres bezpośrednio od producenta  - nie podlega wymianie/reklamacji. Wszelkie próby oszustwa będą oznaczały dyskwalifikacje!!
Jeśli nie jesteście osobami pełnoletnimi spytajcie rodziców czy możecie wziąć udział i w razie wygranej udostępnić mi swój adres. Wysyłka tylko na Polskę.

środa, 19 sierpnia 2015

Wyzwanie Pantene PRO-V - test igły - moja ocena serii Intensywna Regeneracja!


Czy da się tak zregenerować włosy tak aby ich końce przeszły przez oczko igły?
Z lekkim opóźnieniem podjęłam wyzwanie Pantene PRO-V i dziś się nim z Wami podzielę!


Wiosną tego roku miałam okazję brać udział razem z koleżankami blogerkami w warsztatach m.in marki Pantene PRO-V , której ambasadorką jest Marta Żmuda-Trzebiatowska. Wróciłam do domu z zestawem szampon + odżywka z serii Intensywna Regeneracja ale dopiero niedawno podjęłam wyzwanie "testu igły".


"Pożegnaj się z uszkodzonymi i rozdwojonymi końcówkami! Nasza bogata kolekcja odbudowująca z mikrocząsteczkami odżywczymi chroni przed uszkodzeniami spowodowanymi stylizacją i działa na włosy, nadając im zdrowy wygląd i blask. Spraw by Twoje włosy stały się zauważalnie zdrowsze i bardziej odporne w 14 dni!" - to obiecuje producent.

Kolekcja Intensywna Regeneracja pomaga:
• Przywrócić siłę włosów przeciwko uszkodzeniom spowodowanym stylizacją.
• Zapobiega powstawaniu rozdwojonych końcówek.


Pierwsze co zauważamy a dokładnie czujemy to zapach! Seria pachnie przepięknie, używanie szamponu to prawdziwa przyjemność! Opakowania podobne choć otwarcie w szamponie jest na górze, w odżywce odwrotnie. Wygodne - łatwo się otwierają. Mimo kryjącego opakowania pod słońce jesteśmy w stanie sprawdzić ile jeszcze produktu pozostało.


Bardziej do gustu przypadła mi odżywka więc od niej zacznę. Zauważyłam, że trzeba nakładać ją tylko na same końce, w innym przypadku dość mocno obciąża włosy, które szybciej się przez to przetłuszczają. Łatwo rozsmarowuje się na mokrych włosach i nie trzeba jej długo trzymać. Włosy po użyciu są lejące i bardzo miękkie. Znacząco ułatwia ich rozczesywanie. Bardzo ją polubiłam.



Miłość do szamponu była na początku. Jest bardzo wydajny - wystarczy kropla wielkości groszku aby umyć średniej długości włosy. Świetnie się pieni i dobrze spłukuje. Niestety nie jest zbyt dobry do dłuższego stosowania na moich przetłuszczających się włosach. Jest zbyt bogaty przez co po kilku dniach stosowania moje włosy mają przesyt, są mocno obciążone i oklapnięte - po umyciu są ok ale pod koniec dnia czuję, że nie są już zbyt świeże. Używany 2 razy w tygodniu na przemian z szamponami bardziej oczyszczającymi sprawdza się bardzo dobrze. Włosy po nim są bardzo gładkie i nawet bez użycia odżywki dobrze się rozczesują.


A jak z wyzwaniem - testem igły? Duet sprawia, że włosy są bardzo gładkie, lejące i lepiej się rozczesują. Niestety mocno rozdwojonych końcówek nie da się skleić - trzeba je obciąć. Jeśli końce mamy w dobrej kondycji dzięki tej serii dłużej możemy je w takiej utrzymać - Intensywna Regeneracja zapobiega rozdwajaniu i z tym się zgodzę. Zauważyłam, że bardziej mi służy używanie tych dwóch produktów osobno, razem po kilku dniach moje włosy stają się bardzo oklapnięte. Szybciej zużyłam odżywkę, która świetnie się sprawdza nakładana na same końce. Szampon bardziej polecam osobom o suchych włosach które mają tendencje do rozdwajania się.


Miałyście okazję używać tych produktów? podzielcie się swoją opinią!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Wynikami rozdania "Weź udział i wygraj Bronzer PROVOKE Choco Light nr 41"

Czas na wynikami rozdania "Weź udział i wygraj Bronzer PROVOKE Choco Light nr 41"- KLIK.

Bronzer wygrywa: Mejkapbjuti16

Gratuluje! - zaraz wyślę do maila - czekam na odpowiedz 5 dni czyli do 23.08.2015 - jeśli do tego czasu nie dostane maila zwrotnego z adresem do przesyłki losowanie zostanie powtórzone.
Wygrana zostanie przesłana na podany adres w ciągu jednego miesiąca przesyłką kurierską.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Makijażowy niezbędnik w upały czyli co wybieram gdy za oknem jest ponad 30 stopni!

Upały cały czas dają nam w kość... choć ja akurat to lubię, jest lato to ma być gorąco - jesienią i zimą będziemy tęsknić za tym słońcem ;) Wysoka temperatura ma swoje plusy ale także i minusy. My kobiety coś o tym wiemy! Niestety każdy nawet najlepiej wykonany makijaż utrwalony super specyfikami przy powyżej 30 stopniach nie jest w stanie przetrwać w stanie idealnym. "To po co się w ogóle malować!" - powiedziałby niejeden mężczyzna, nooo aleee każda z nas chce przecież ładnie wyglądać!

Wyjeżdżając na urlop poza miasto jestem w stanie zrezygnować z makijażu całkowicie, ale do pracy już mam opory. Nie jestem fanką mocnego malowania się, ale lubię podkreślać czy też kamuflować to co tego wymaga. W te gorące dni jestem w stanie zrezygnować z podkładu, ale z pokreślenia brwi już nie. A co dokładnie ostatnio używam?


Wyeliminowałam podkład, który zazwyczaj i tak mieszam z kremem - KLIK - w te gorące dni w ogóle z niego rezygnuję, moja cera jest tłusta, nie jest idealna, ale czy taka musi być? Nie muszę jej aż tak kamuflować, więc rezygnacja z podkładu nie jest dużym wyrzeczeniem. Z korektorem bywa już różnie, ale od kiedy mam krem NIVEA cellular eye illuminator mogę i jego porzucić. Produkt o jakim wspomniałam to krem pod oczy z kolorem. Nie zakryje mocnych cieni, ale te lekkie całkiem dobrze niweluje, do tego pielęgnuje skórę pod oczami. Wiem, że na rynku jest już kilka tego typu produktów - ja z tego jestem zadowolona. Ma świetny higieniczny aplikator, który dozuje odpowiednią ilość kremu.


Niestety tłusta cera czasem daje w kość i pudru już pominąć nie mogę. Powróciłam do sprawdzonego Stay Matte z Rimmel. Do nakładania używam dużego pędzla kabuki z Lily Lolo - KLIK. Omiatam nim całą twarz. O innych moich ulubionych pędzlach do nakładania pudru możecie poczytać TUTAJ.

 Pokochałam rozświetlacze - dłuuuugo nie doceniałam tego typu produktów a nawet uważałam, że są zupełnie zbędne! Od kiedy mam Mary Lou z The Balm - używam jej codziennie bo genialnie budzi moją cerę, wyglądam świeżo nawet jeśli mój makijaż jest minimalny. Pisałam o niej TUTAJ. Do Mary w parze nakładam różo-bronzer też The Balm - Balm Desert, jest cudwny, satynowy i genialnie wygląda na policzkach - mój pochodzi ze sklepu puderek.com.pl - KLIK ! Do nakładania tych dwóch produktów używam ukochanego Kavai 19 o którym pisałam TUTAJ.

W zeszłym roku odwiedzając Agatę -  www.agatabielecka.pl zakochałam się w farbce MUFE Aqua Brow - wybrałam nr 25 i stwierdzam, że jest nie do zdarcia! W te upały sprawdza się genialnie. Mam chęć wypróbować nowości Inglota ale jakoś nie mogę do niego dotrzeć, niestety nie ma go w moim mieście.

 Jeśli czytacie mnie od dawna to dobrze wiecie, że wolę podkreślać oczy niż usta. Od pewnego czasu zakochana jestem w złotawych kredkach które nakładam na dolną powiekę. Pisałam o nich TUTAJ. Ostatnio niezmiennie na dolną powiekę nakładam kredkę Miss Sporty nr 180 gold almond.


Na górną powiekę nakładam Color Tattoo 35 One and on Bronze z Maybelline - kolor cudowny i na mojej powiece utrzymuje się cały dzień bez bazy. Na blogach czytałam o nowych kolorach, niestety w Rossmannie jeszcze nie są dostępne a mam na nie ochotę!


Rzęsy tuszuję Masterpiecemax z Max factor - już czuję, że jego żywotność mija. Służył mi dość długo i bardzo się polubiliśmy. Nie używam latem wodoodpornych maskar bo nie lubię męczyć się z ich usuwaniem.

A Wy po jakie kosmetyki kolorowane najczęściej sięgacie w te upały? a może w ogóle się nie malujecie?

środa, 12 sierpnia 2015

Pielęgnacja olejkami do twarzy - hit czy kit?


Zawsze bałam się wszelkiego rodzaju olejków, obawa nieodłącznie powiązana była z moją tłustą cerą. Na dzień taki rodzaj pielęgnacji odpada ale postanowiłam spróbować jej na noc. Na początku dość ciężko było mi się przekonać bo nigdy nie lubiłam tłustego filmu na twarzy, ale z czasem zrozumiałam, że nakładam olejek wieczorem i nigdzie już nie wychodzę więc mogę pozwolić sobie na świecenie.


Zazwyczaj produkty tego typu zaopatrzone są w pipetkę - co według mnie jest dobrym rozwiązaniem. Jak wspomniałam oleista konsystencja odpada na dzień - owszem próbowałam ale czułam tłustą warstwę nawet po delikatnym jej wytarciu papierowym ręcznikiem. Przed snem sytuacja się zmienia - tłusta warstwa nie drażni już oka. Najważniejsze jest to co dzieje się rano! O dziwo cera nie jest pokryta sebum a cudownie nawilżona i świeża.

Na co dzień posiadaczki tłustych cer starają się za wszelką cenę o mat na twarzy i zapominają o jej mocnym nawilżeniu.
Jestem już po 30tce i mimo, że cera dalej się przetłuszcza nakładanie na nią wieczorami bardziej treściwych a nawet tłustych preparatów bardzo jej służy.

Olejki można mieszać z kremem, genialnie sprawdzają się do nakładania także na szyję i dekolt.
Tak trafiłam na kilka produktów które od pewnego czasu naprzemiennie stosuję i jestem z nich zadowolona.


Bielenda Argan Face Oil - uszlachetniony olejek arganowy + pro-retinol to pierwszy preparat jaki kupiłam. Ma subtelny zapach. Dobrze się rozsmarowuje. Wchłania się powoli i zostawia lekko tłustą warstwę. Miałam obawy bo czytałam, że olejek arganowy może zapchać - w moim przypadku nic takiego się nie wydarzyło. Cera rano jest nawilżona ale nie tłusta.

 Na fali zachwytu wcześniej opisanego olejku postanowiłam kupić kolejny - Bielenda Super Power Mezo Serum - aktywne serum odmładzające. Konsystencja typowego olejku więc opis "serum" trochę mylące. Tłusta i treściwa, praktycznie bardzo podobna do wcześniejszego. Odrobinę szybciej się wchłania ale nadal tłusta warstwa pozostaje na twarzy. Zapach delikatny - subtelny.










Ostatnio przez przypadek i w promocji odkryłam olejek z Alterry - bio granat. Jest on bardziej tłusty i wolniej się wchłania przez co pozostawia mocną tłustą warstwę - przez to najmniej go lubię. Ma bardzo przyjemny zapach. Świetnie sprawdza się na przesuszone miejsca.

A Wy lubicie olejki do twarzy? Które polecacie?

niedziela, 9 sierpnia 2015

Foreo Luna Mini - opinia po roku używania sonicznej szczoteczki do mycia twarzy.

Właśnie minął rok od kiedy używam szczoteczki Foreo Luna Mini. Dostaję wiele mailowych zapytań na temat tego czy nadal jej używam, czy moja opinia się zmieniła? czy warto ją kupić? Postanowiłam więc wrócić do tematu tego małego gadżetu i podzielić się opinią po rocznym użytkowaniu szczoteczki.


Jeśli nie wiecie czym jest Foreo Luna odsyłam Was do mojej recenzji sprzed roku, w której opisuje czym jest, jak się jej używa i co o niej sądzę po miesiącu używania
- KLIK.

Przyznam się, że nie używałam jej dzień  w dzień przez cały rok, miałam małe przerwy które wiązały się głównie z lenistwem. Przez ten cały czas musiałam wykonać dwa ładowania szczoteczki - co jest bardzo wygodne. Wiele razy była ze mną w podróży, jest mała więc idealnie mieściła się do mojej kosmetyczki.

Nie zauważam zużycia materiału ani odbarwienia koloru - niejednolity kolor to odciski palców, po umyciu szczoteczki wodą wygląda jak nowa. Miałam obawy, że wypustki mogą z czasem się oberwać albo zmienić ułożenie - nic takiego się nie stało. Struktura tworzywa z jakiego jest wykonana w dalszym ciągu jest taka sama - miękka a zarazem dość sprężysta. Gdyby nie lekko odklejona naklejka z numerem seryjnym pod spodem śmiało mogłabym powiedzieć, że jest jak nowa.

Pierwsze efekty działania tego małego cuda zauważyłam już niecałym miesiącu używania i ten stan cały czas się utrzymywał. Nie musiałam w ogóle używać peelingów a skóra była gładka i miała ładny kolor. Miałam z nią chwilę przerwy i szybko zaważyłam, że skóra zaczęła pokrywać się zaskórnikami, szybciej się przetłuszczała i była w gorszej kondycji. Ponownie sięgałam po Lunę i wszystko wracało do normy.

Zmieniałam przez ten czas podejście do demakijażu i mycia twarzy. Wcześniej myłam twarz razem z makijażem oczu żelem, bez osobnego demakijażu oczu. Gdy używam szczoteczki najpierw zmywam oczy, później lekko myję twarz aby usunąć to co na niej osiadło przez cały dzień a dopiero później nakładam żel na szczoteczkę i masuję nią twarz - mogłabym używać jej od razu po demakijażu oczu ale mam obawy, że wcieram w twarz cały brud który mam na twarzy. O żelach jakich najczęściej używam możecie poczytać TUTAJ.

Jakie są moje wnioski po roku czasu? w dalszym ciągu jestem zachwycona szczoteczką ale wiem, że muszę jej używać systematycznie, dbać o jej czystość i używać odpowiednich żeli. Zdaję sobie sprawę z jej wysokiej ceny i tego, że otrzymałam ją do testów ale gdybym miała wydać na nią własne pieniądze - wydałabym bez wahania. Jeśli macie ochotę zadbać o swoją cerę warto na nią zbierać bo służyć będzie Wam bardzo długo.

Lubicie takie gadżety? a może też używacie Luny?

czwartek, 6 sierpnia 2015

Push the limit - odważne mani z Orly!



Kiedy mamy nosić takie odważne mani jak nie w lato! A za oknem słońce w pełni - wakacje trwają! Stawiam więc na mocny neonowy kolor! Dziś przedstawiam Wam Orly Push the limit z kolekcji  
Adrenaline rush od której pisałam już wcześniej - klik.



 
To bardzo mocno neonowy pomarańcz który strasznie ciężko się fotografuje - niestety nie jestem więc w stanie oddać go na zdjęciu tak jak bym chciała. Przyciąga każde oko ale zdaję sobie sprawę, że nie każda z Was może czuć się komfortowo nosząc taki rażący odcień.



 
Lakier mino intensywnego odcienia wymaga nałożenia minimum dwóch a nawet trzech warstw. Dobrze się rozprowadza i nie smuży. Nie jest zbyt gęsty przez co błyskawicznie zastyga na paznokciach.






Ocenę koloru pozostawiam Wam choć jak już pisałam wyżej na zdjęciu nie wygląda tak żywo jak w rzeczywistości. Ja osobiście takie kolory wolę nosić na stopach - na dłoniach jest dla mnie zbyt mocny i zauważalny. Jest idealny na wakacyjne wyjazdy jednak w pracy stawiam na bardziej stonowane odcienie. 















Dajcie znać czy lubicie takie żarówy?


wtorek, 4 sierpnia 2015

Ulubione kredki na linię wodną.


Czasy używania czarnej kredki na linię wodną mam już dawno za sobą, wspominam to jako mój największy błąd makijażowy popełniany nie tylko przeze mnie - no nie? Od tamtych czasów sporo minęło i wolę rozświetlać dolną powiekę, optycznie powiększając oko niż działać odwrotnie. Szukałam wielu produktów, które do tego celu mogłoby się nadać i zauważyłam, że niekoniecznie cielista kredka jest najlepszym wyborem. Po co sięgam najczęściej?

 

Zauważyłam, że najkorzystniej wyglądam gdy nakładam lekką perłę, najlepiej w kolorze szampańskim albo jasnym brązie. Cielista kredka wygląda na moim oku dość dziwnie jak u porcelanowej lalki. Szukałam więc odpowiedniego produktu, który ładnie podkreśli makijaż ale nie będzie mocno widoczny. Niezwykle ważna była też dla mnie trwałość. Przypadkiem wpadła mi w ręce ukochana kredka z Rimmela, której mam już kolejny egzemplarz. W między czasie natrafiłam na inne kredki, które godne są uwagi.


Miss Sporty 180 Gold almond
daje jasny kolor i jest to odcień jasno złoty, nieziemsko podkreślający niebieski odcień tęczówki. Jest ona dość delikatna i w miarę jasna.


Miss Sporty 170 strawberry coulis jest delikatnym różem, który na dolnej powiece traci intensywność koloru i wydaje się bardziej perłowy - jest to świetna alternatywa dla białej kredki na linię wodną. Nie podkreśla zmęczenia oczu choć miałam obawy, że może to robić.


Lovely eyebrihtener to jasno cielisty rozświetlacz wpadający lekko w róż. Na dolnej powiece wygląda jak cielista kredka z połyskiem. Mocno otwiera oko.


Rimmel 002 bulletproof beige jest najbardziej widoczna ale daje fantastyczny efekt. To produkt po którym będę płakać jeśli zostanie wycofana. Jest bardzo mocno kremowa co utrudnia jej temperowanie. Po nałożeniu ładnie się rozsmarowuje - można ja poprawiać palcem. Bardzo długo się utrzymuje.


Dajcie znać jakie Wy lubicie kredki na dolną powiekę? czy stawiacie tak jak ja na lekkie perły czy wolicie klasyczne cieliste kredki?

niedziela, 2 sierpnia 2015

Ulubione pędzle z włosia naturalnego marki Kavai.


Pędzle Kavai rozkochały mnie w sobie bardzo, mam ich całkiem sporą kolekcję wśród której są pędzle z włosia naturalnego i syntetycznego. Dziś opowiem Wam o ulubionych z włosia naturalnego. Jeśli jesteście ciekawe o których egzemplarzach mówię zapraszam do dalszego czytania.



Wszystkie pędzle są z białego włosia. Każdy jest niezwykle miękki i delikatny. Czyściłam je już wielokrotnie i zachwycona jestem nie tylko rodzajem włosia ale i trwałością wykonania. Pędzle pochodzą ze sklepu puderek.com.pl - niże przy ich opisie dodałam linki do każdego z nich bezpośrednio.

Kavai 21 - o tym pędzlu już wcześniej pisałam TUTAJ i moje zdanie na jego temat dalej jest niezmienne. Jest dość spory, lekko spiczasty. Idealny do nakładania pudru sypkiego i prasowanego na całą twarz. Cena 47,20zł - klik.

Kavai 19 - jest dość mały przez co bardzo precyzyjny. Można nakładać nim puder w miejsca trudniej dostępne oraz konturować policzki. Ja uwielbiam używać go do nakładania rozświetlacza. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go zabraknąć - jest świetny i gorąco Wam go polecam. Cena 25,60zł - klik.

Kavai 87 - mam w swoich zbiorach kilka pędzli tego typu - uważam, że to model uniwersalny i każdy powinien go mieć. Nadaje się do rozcierania cieni ale ja używam go do nakładania cienia na całą powiekę. Ma dość długie włosie, jest bardzo miękki i używanie go jest przyjemnością. Cena 17,20zł - klik.

Kavai 20 - na początku zdawał mi się zbędny ale jak zaczęłam go używać odkryłam jego fenomen. Jest specyficzny i przeznaczony do konkretnego celu. Używam go do konturowania, do nakładania rozświetlacza także się sprawdzi. Cena 29,90zł - klik.


Znacie te pędzle? Który spodobał Wam się najbardziej?

sobota, 1 sierpnia 2015

The Balm Cindy-Lou Manizer - warta uwagi?

http://kosmetykomania.pl/product-pol-2422-the-Balm-CINDY-LOU-Manizer-Rozswietlacz-8-5g.html

Jestem zakochana po uszy w jej siostrze czyli Mary o której możecie poczytać TUTAJ ale co sądzę o Cindy? czy aby jest tak samo cudowna? zapraszam na moją recenzje! 



Zamknięta w poręcznym opakowaniu z bardzo przydatnym i świetnym jakościowo lusterkiem. Jedyny minus to dość ciężkie otwarcie - za każdym razem mam obawy czy nie zniszczę sobie swojego mani.



Konsystencja jedwabista - taka lekko mokrawa. Nie pyli i fantastycznie nabiera się zarówno na pędzel jak i palec.  Opakowanie zawiera 8,5 gr produktu co jest sporą ilością nawet przy codziennym używaniu jest to produkt bardzo wydajny. Pojemność to spory atut.


Najważniejszy w tego typu produktach jest jednak efekt oraz trwałość. I tutaj jest lekkie rozczarowanie związane z moimi upodobaniami. Co do trwałości nie mam zastrzeżeń - trzyma się prawie cały dzień i widać efekt na policzkach. To co subiektywnie nie do końca przypadło mi do gustu to kolor. W opakowaniu Cindy wydawać się może taka dość cielista, po rozsmarowaniu daje różową poświatę - ciężko to uchwycić na zdjęciach więc musicie mi wierzyć na słowo. Ma bardzo mocno zmielone i nie odznaczające się drobiny w różowym kolorze. Lubię ciepłe odcienie takie wpadające w żółć ale już chłodniejsze czyli róże, srebra czy chłodne biele niestety nie komponują się z moją karnacją zbyt dobrze.

Jak po zastosowaniu Mary wyglądam świeżo i promiennie tak przy Cindy wyglądam na zmęczoną
. Taka różowa poświata podoba mi się na innych ale już na sobie niekoniecznie.

Pigmentacja jest intensywna i wystarczy odrobina produktu
aby efekt był widoczny. Nie odznacza się na miejscu nałożenia - zauważalna jest różowa poświata.

Produkt można używać jako cień, na policzki a także na całe ciało jeśli tylko lubicie różowe tony.


Moja pochodzi ze sklepu internetowego kosmetykomania.pl - Klik i jest właśnie w promocji za 67,90zł. Przy sporej wydajności jest to bardzo dobra cena choć wysoka.

Nie pobiła mojej ukochanej Mary ale jeśli lubicie subtelny różowy błysk na swoich policzkach na pewno ją polubicie.

 

Dajcie koniecznie znać czy ja macie i co o niej sądzicie!